Jako się rzekło – chilijskie Trójmiasto to nie miejsce, gdzie chcemy spędzić pozostały czas. Rzut oka na mapę i do przewodnika i decydujemy, że jedziemy na południe do Isla Negro.
Nie wiem czy to ciche, leżące nad samym oceanem (wbrew nazwie nie jest to wyspa) miasteczko jest znane i uwielbiane bo mieszkał tu chilijski noblista (w dziedzinie literatury) Pablo Neruda, czy też Pablo Neruda mieszkał tu bo było to znane i uwielbiane miasteczko. Odpowiedzi pewnie tam nie znajdziemy, ale nazwisko Neruda ciągnie nas w kierunku Isla de Negro. Będąc na miejscu nie udaje nam się zwiedzić muzeum usytuowanego w byłej posiadłości poety. Zwiedzamy więc dom od zewnątrz. Na plaży przed nim wyrasta niczym z piasku pomnik Nerudy, a w sklepie obok sprzedają produkowane tu wino, któremu literat również użyczył swojego nazwiska. Kupujemy i my 2 butelki. Po pierwszej nawiązujemy bliższą znajomość z Pablem, a po drugiej zaczynają nam się układać rymowanki. Być może w tym samym miejscu 50 lat temu Pablo Neruda też w ten sposób zaczynał. Kto wie?
Pole namiotowe znajdujemy w odległości 2 kliometrów od centrum, które wyznaczają dwa sklepy, muzeum, kiosk, kilka restauracji oraz przystanek autobusowy. Jak widać zrobienie zakupów oznacza równocześnie czterokilometrowy spacer. Któregoś wieczoru, piętnaście minut po powrocie z miasteczka, siedząc przed samochodem i jak zwykle “czytając” poezje Nerudy ni stąd ni z owąd zapalają się wszystkie światła w samochodzie i zaczynają migać. Wchodzę do auta i czuję swad palącej się izolacji. Otwieram szafkę, a z niej bucha żywy ogień i wydostają się kłęby dymu. Momentalnie odłączamy zewnetrzny kabel z 220 V i czym się da, co jest pod ręką, gasze palące się kable i szafkę. Okazuje się, że zbagatelizowanie sygnałów z przed paru dni (pisałem, że akumulatory tracą prąd) mogło doprowadzić do pożaru i… lepiej nie pisać, co by było dalej. W każdym bądz razie następnego dnia wymieniłem instalacje, wszystko działa sprawnie, a ja stałem się bardziej czujny na mowę ciała mego auta.
Do terminu wylotu na wyspę wielkanocną mamy jeszcze trzy dni. Jeden dzień poświęcamy na wycieczkę do pobliskiego portu rybackiego San Antonio, gdzie wylegują się na plaży morskie lwy, gdzie można kupić świeże ryby prosto z kutrów rybackich, gdzie w porcie czas zatrzymał się około 100 lat temu.

 

Następny Artykuł
Poprzedni Artykuł