Zwykłem polskie Trójmiasto dzielić na: historyczno-zabytkowe (Gdańsk), rozrywkowe (Sopot) i spacerowe – pieszo lub rowerem (Gdynia). Myślałem, że tutaj będzie podobnie. Jednak nie. Vina de Mar to miasto przepełnione bogatymi (widać po ubraniach i samochodach) turystami – aczkolwiek nie wiem, czy to określenie jest słuszne – prawdopodobnie z pobliskiego Santiago. Pas nadmorski zabudowany jest szeregiem luksusowych hoteli, centrum składa się z samych sklepów i restauracji, jednym słowem koszmarna nuda niczym w europejskiej Niceii lub Monte Carlo. Ale za to ładne szerokie piaszczyste plaże. Valparaiso to miasto portowe, jedno z tych niezbyt bezpiecznych miejsc na mapie świata z niezliczoną ilością dyskotek i klubów i z jedną perełką, o której napiszę później. Reneca to tylko nadmorskie osiedle, które oprócz lwów morskich na plaży nie posiada nic więcej. Wiedzieliśmy, że długo tu nie zabawimy i czym prędzej należy poszukać jakiegoś znośniejszego miejsca. Zanim wyjedziemy urządzamy krótki spacer. Trafiamy do muzeum Napa Nui – tak w orginale nazywa się wyspa wielkanocna. Jako że za parę dni tam się wybieramy więc korzystamy z okazji i wchodzimy do środka.
W drodze powrotnej do samochodu zaparkowanego pod Mariottem, rzuca nam się w oczy plakat zapowiadający concert Paco de Lucia (dla niewtajemniczonych – jeden z najlepszych gitarzystów klasycznych świata). Koncert ma się odbyć za dwa dni w sąsiednim Valparaiso. Decyzja natychmiastowa. Zostajemy. Jedziemy do Valparaiso kupić bilety. Klub w którym ma się odbyć koncert znajdujemy w nieciekawej portowej dzielnicy. Zamknięty, ale plakat wisi i jest informacja, że bilety można nabyć przed koncertem. Trochę nas to dziwi. Paco de Lucia w klubie w portowej dzielnicy i bilety nie są wysprzedane? No cóż – może tu nie jest aż tak bardzo znany. Do koncertu zostały dwa dni, które trzeba gdzieś spędzić. W Valparaiso i w Renece napewno nie. Wracamy do Vina del Mar. Stawiamy samochód na strzeżonym do godziny 21-ej płatnym parking i decydujemy się na dwa dni plażowania. Jakby nie było nie codziennie ma się tę szansę popływać w Pacyfiku, poopalać nad jego brzegiem i poobserwować zachodzące za nim słońce.