2-go czerwca wspaniałe odwiedziny dobiegają końca. Jennifer z Leonem wsiadają do autobusu, którym wrócą do Buenos Aires, a stamtąd samolotem do Europy. Ja po długim pożegnaniu wsiadam w samochód i znowu samotnie ruszam dalej into the world, w kierunku Brazylii.
Bezproblemowo przejeżdżam przez granicę. Gdyby nie to, że wychodzę z samochodu i proszę o stempel przekroczenia granicy, pewnie nikt by nie zauważył mojego przejazdu. Dosyć szybko znajduję małe prywatne pole namiotowe, którego właściciele rozmawiają trochę po niemiecku, co jednak nie ułatwia mi pertraktacji ceny. Straszne zdzierusy. Dłużej niż jedną noc tu nie zostanę. Póki co, parkuję auto i idę rozejrzeć się po mieście. Zwiedzam znacznie większe niż po argentyńskiej stronie miasto o tej samej nazwie ale innej pisowni Puerto Iguacu, wymieniam trochę pieniędzy na brazylijskie Reale i już nie mogę się doczekać, kiedy znowu będę miał przyjemność podziwiać wodospady Iguacu – tym razem od brazylijskiej strony.
Skoro świt jadę do parku, kupuję wejsciówke i znowu jestem oko w oko z niewyobrażalnie pięknym zjawiskiem natury. Nie będę się po raz drugi rozpisywał, co przeżywam – niech to zilustrują zdjęcia. Dodam tylko pare imponujących liczb dla uzmysłowienia sobie ogromu zjawiska: Wodospady Iguazu to 275 wodospadów spadających na szerokości 2,7 km na terenie Argentyny i Brazylii. Wodospad jest prawie dwa razy szerszy i niemal dwa razy wyższy (82m) niż Niagara. Średnio przez kaskady Iguazu przepływa 1.700 m3/s, czyli mniej niż przez Niagare, lecz maksymalny możliwy przepływ, który wynosi 12.740 m3/s jest conajmniej o połowę większy niż na Niagarze.
I jeszcze ciekawostka – warto wiedzieć, że w scenerii wodospadów Iguazu nakręcano filmy “Misja” i “Indiana Jones”.

 

Następny Artykuł
Poprzedni Artykuł