Pożegnania nadszedł czas.
Żegnam się z miastem, w którym przyszło mi stawiać pierwsze kroki w mojej podróży przez świat. Żegnam się z miastem, które utkwi w mojej pamięci jako milionowa metropolia spokoju. Miasto, w którym wśród milionów ludzi, tysięcy samochodów, walących się slamsów willa miseri i drapaczy chmur przyportowych dzielnic miałem poczucie spokoju, poczucie bezpieczeństwa i życzliwości ludzi. Żegnam się z miastem, w którym poznałem sporo miłych, serdecznych i przyjaznych mi osób. Przede wszystkim Irenę, która gościła mnie parę tygodni i która uczyła mnie, jak żyć w nowym świecie. Irenie, która nikomu nie odmawia gościnności, a już na pewno nie przybyszowi z Polski. Adrianę, która nie tylko nauczyła mnie pić mate – a picie maty, to element kulturowej struktury społecznej -, ale która w jakiś sposób sprawiła, że czas spędzony w Buenos Aires pozostanie na stałe wpisanym w me serce. Kombatantów walki o wolną Polskę, którzy inaczej opowiadali mi o dniach wojny niż ja uczyłem się w szkole na lekcjach historii. Żegnam się z miastem, gdzie kwiaty kwitną na fioletowo, gdzie zimą jest lato, gdzie pełno jest parków, gdzie samochody jeżdżą powoli, a ludzie na ulicy uśmiechają się do siebie bez przyczyny. Żegnam się z miastem, któremu nie powiem żegnaj, a raczej do widzenia, bo na pewno jeszcze tu wrócę.

Zanim się jednak pożegnam, podzielę się z Tobą czytelniku uwagami, których nie znajdziesz w przewodnikach, a o których warto wiedzieć, jeżeli to, co napisałem powyżej spodobało Ci się i będziesz chciał odwiedzić Buenos Aires.
Po pierwsze, jeżeli chcesz, by było tanio, to zabierz ze sobą kasę w gotówce i wymień na calle Floryda. Dostaniesz 33% więcej niż w banku. Wymiany (cambio) nie obawiaj się. Nie ma przekrętów ani prób kradzieży. Parę razy sprawdzałem, a więc spoko. Kasa, Floryda, cambio i już masz pobyt w Buenos Aires dużo tańszy.
Poruszaj się po mieście metrem i autobusami, które jeżdżą co chwila we wszystkich kierunkach i są tanie. Metro 0.30 Euro/ 3,5 peso, a autobus w zależności od trasy 1,0 do 3,5 peso. Wszystkie środki lokomocji publicznej można opłacać kartą Subo, kupioną w kiosku. Kartę tę ładuje się na dowolną sumę, np. 30 peso i po wejściu do autobusu, metra lub pociągu przykłada do specjalnego czytnika, który potrąca odpowiednią kwotę. Uwaga – do metra i do pociągu można kupić również bilet w kasie. Niestety nie ma takiej możliwości, jeżeli chodzi o autobus. Komunikacja autobusowa została sprywatyzowana, co sprawia, że autobusów jest pełno i są tanie, ale nie można nigdzie nabyć na nie biletów. Są tylko dwie możliwości: albo karta Sube, albo płacimy w automacie w autobusie. Automaty przyjmują tylko i wyłącznie bilon, którego się w sklepach prawie w ogóle nie używa, a więc jest go mało w obiegu. I tu się rozpoczyna dramat. Bez drobnych nie ma szans na jazdę autobusem. Oczywiście (jako że ludzie są bardzo uprzejmi) zdarza się, że któryś z pasazerów pomoże i albo zapłaci sam, albo przynajmniej rozmieni pieniądze. To jednak zawsze trwa, a w tym czasie autobus stoi i robi się tak jakoś głupio. Nam z Piotrkiem się zdarzyło, że za brak drobnych (razem potrzebowaliśmy 3,40), a było to w nocy – czyli mało ludzi, a życzliwych jeszcze mniej -, zostaliśmy nie zabrani przez autobus i jechaliśmy taksówką za 110 peso. Tak więc Subo!
Będąc w Buenos Aires skorzystaj z żółtego turystycznego autobusu. Cena i usługa pasują do siebie i jest to bardzo dobra forma zwiedzenia miasta. Potrzebujesz na to cały dzień.
Koniecznie zabierz ze sobą dres I adidasy. W Buenos Aires jest mnóstwo przepięknych parków i ogrodów. Problem w tym, że tam nikt nie chodzi. Tam wszyscy biegają (jak Piotrek), jeżdżą na rowerach (jak ja), jeżdżą na wrotkach, ćwiczą yogę lub fitness (na specjalnie ustawionych co rusz przyżądach). Ma się wrażenie, że całe Buenos Aires biega lub rusza się w inny sposób. Jak to zauważyłem, zacząłem przyglądać się ludziom wszędzie: w metrze, na ulicy, w restauracjach – i fakt, jeżeli akurat naprzeciwko nie było lustra, to grubasa nie widziałem. Tu się żyje zdrowo. A więc jeżeli masz ochotę pozwiedzać parki – to tak pół żartem, pół serio – w dresie i adidasach będzie najkorzystniej.

No i co jeszcze. Chyba nic więcej. Zabierz dużo czasu, aparat fotograficzny, dobry humor i o nic więcej się nie martw. Buenos Aires jest faktycznie boskie!

Następny Artykuł
Poprzedni Artykuł