Droga z La Paz do Arici przebiegła sprawnie i bez zakłóceń, co nie znaczy, że nie bez wrażeń. Oczywiście wracałem tą samą drogą, którą jechałem trzy tygodnie temu, z tym że teraz zjeżdżamy z ponad 4.000 metrów a ja, siedząc przy oknie od strony urwisk przeżywam to samo co przeżywa się w wesołym miasteczku w wagoniku kręcącym zawijasy po serpentynowych torach. Malutka różnica polega na tym, że w wesołym miasteczku trwa to 3-4 minuty, a tutaj 3-4 godziny.
Koniec końców dojechałem do Arici, doszedłem do pola namiotowego z moim malutkim domkiem i jak tylko na tyle odpocząłem by móc unieść nogi, wskoczyłem do hamaka i oddałem się błogiemu przeżywaniu po raz wtóry wspaniałych chwil z górzystego La Paz, z nad wietrznego Titicaca i z najbardziej słonego miejsca na ziemi z pustyni Uhuny. W takim błogim stanie, pod palmą, w kołyszącym się hamaku zapadłem w drzemkę, z której wyrwała mnie (upierdliwa jak osa) myśl – i co dalej?
Nie bardzo chce mi się cokolwiek planować ale fakt jest faktem, że muszę zorganizować sobie jakoś następne półtora miesiąca, które przyjdzie mi prawdopodobnie spędzić w Arice.
Mam wykupiony na 2 października bilet lotniczy z Limy do Kolonii (muszę na krótko odwiedzić stary kontynent). Do Peru, które zaczyna się 10 km za Aricą, nie chcę wjeżdżać wcześniej niż tydzień przed planowanym odlotem, żeby nie tracić wizy na samochód (który zostawię na okres mojego pobytu w Europie gdzieś w Peru). Samochód w Peru nie może przebywać dłużej niż trzy miesiące – taki przepis.
Postanawiam opuścić Chile 18 września, czyli dzień po święcie narodowym, które mam niezmierną ochotę przeżyć z Chilijczykami i które mam nadzieję dostarczy mi poszukiwanych egzotycznych wrażeń (Pisząc ten artykuł, jestem już po tychże wydarzeniach, do których dzieci nawet mój samochód udekorowały na chilijskie barwy. Niestety jakichkolwiek oczekiwanych wrażeń nie było. Kiermasz, romantyczna muzyka, tłumy ludzi i żadnych egzotycznych atrakcji. Lipa.).
No dobra – to mam 4 tygodnie czasu, żeby nic nie robić a jednocześnie nie za bardzo się nudzić.
No nie, o nudzie nie ma mowy. Właśnie wyciągam sztalugi, płutna, farby i pędzle i pędzę na plażę malować inspirującą mnie góre Moro – wizytówke Arici. Jako że nie znam się w ogóle na malarstwie, zasięgam podstawowych rad u mojej przyjaciółki Karoliny (studentki ASP), która tłumaczy mi jak poprzez wycięty kwadracik wyznaczyć sobie objekt do malowania, jak poprzez kreski malowane w różnych kierunkach uzyskać przestrzenny efekt, no i jak ogólnie rzecz biorąc zabrać się do tworzenia przez duże O. Przez parę następnych dni chodzę ze swoim czerwonym krzesełkiem na pustą o tej porze roku plażę i maluję, maluję. Nie, nie. Próbuję malować, malować i sprawia mi to ogromnie dużo radości bez względu na efekt.
Poza tym spędzam godziny na spacerach z aparatem fotograficznym wzdłuż niekończącej się plaży, fotografując tysiące ptaków (zwłaszcza pelikanów), żerujących wzdłuż brzegu, fotografuję wschody i zachody słońca, wędkarzy, spacerowiczów i tych lepiej i gorzej radzących sobie na desce surfingowców. Ścigam się z morskim wiatrem wzdłóż plaży na skeytach no i oczywiście staję się kibicem ragby, śledząc rozgrywane partida na boisku przy moim kampingu.
Sporo czasu spędzam na coraz to głębszym poznawaniu miasta. Za każdym razem odkrywam coś nowego, a to nową knajpę, a to nowe muzeum, czy jakąś wystawę .Raz mam nawet szczęście i zastaję otwarte drzwi Katedry (tej, co to ją budował Eifel). Mogę przyjżeć się metalowej konstrukcji kościoła od środka. W trakcie takiego bezcelowego włuczenia się po mieście i zapędzania się w coraz to dalsze i węższe uliczki (w końcu po takim czasie, czuję się tu jak u siebie) wpadam na biuro podróży proponujące wycieczkę do odległego o 160 km parku narodowego Lauca. Skorzystam.
Ale przedtem czeka mnie jeszcze wielkie pranie – i na to trzeba wędrując po świecie znaleźć CZAS. Przepierki typu bielizna robi się naturalnie systematycznie, ale buty, kapelusze, swetry i pościel wymagają dłuższego postoju. No a taki właśnie taki się nadążył.
Niby mam tyle czasu a tu czas goni i muszę zacząć się spieszyć (powoli), bo został mi jeszcze tydzień, a w tym czasie chcę na rowerze pojechać do położonej 15 km od Arici doliny Azapa, no i do parku Lauca.

 

Następny Artykuł
Poprzedni Artykuł