Takeśmy się w bajkowych okolicach Kirgistanu zadurzyli, że teraz mimo szczerych chęci, brakuje nam czasu na dokładne przyjrzenie się jego stolicy. Chcąc jeszcze koniecznie odhaczyć przynajmniej jedno miejsce z naszej listy „Warto zobaczyć w Ałma-Acie” nie możemy Biszkekowi poświęcić więcej niż dzisiejsze popołudnie i wieczór oraz kilka chwil jutrzejszego przedpołudnia. Potem wracamy do Kazachstanu. W takim razie nie ma mowy ani o bieganiu, jak to mam w zwyczaju przybywając do kolejnej stolicy świata, ani o długim wylegiwaniu się w znalezionym właśnie hostelu, nie mówiąc już o układaniu jakiegoś sensownego planu zwiedzania. Jedynie na co musimy znaleźć odpowiednio dużo czasu to na solidny posiłek, który po kilkugodzinnej, mączącej acz urokliwej trasie jest nieodzowny. Nic to – myślę sobie, przecież zwyczaje można zwyczajnie zmienić i zamiast porannego joggingu jutro, już dzisiaj, czym prędzej wyruszamy na długi, bardzo długi spacer, szukając po drodze jadłodajni i już nieco rozglądając się na boki. Asia już oczywiście wyszperała w Internecie ciekawe miejsca, które koniecznie trzeba zobaczyć nawet jak się ma mało czasu i to od nich zaczynamy naszą przygodę z Biszkek. Dokładnie od placu Alla-Too w centrum miasta. A skoro już jesteśmy w centrum przy najważniejszych pomnikach i budowlach stolicy Kirgistanu to może parę słów o historii, która w tym miejscu aż sama pcha się na usta czy raczej pod palce, bo przecież nie opowiadam tylko opisuję.
Jak większość odwiedzanych ostatnio miast, także i Biszkek, który powstał, jako stacja przy Jedwabnym Szlaku i w ciągu kilkuset lat wyrósł do miana stolicy państwa, zmieniał po drodze kilka razy swoją nazwę. Początkowo jako jedynie stacja przy handlowym szlaku nie miał w ogóle nazwy i dopiero Rosjanie, zakładając w tym miejscu w roku 1878 fort nazwali go Piszrek. W latach przynależności do Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, czyli od 1926 do 1991 miasto nazywało się Frunze od nazwiska Michaiła Wasiliewicza Frunze komisarza ludowego spraw wojennych i morskich ZSRR, oraz dowódcy wojskowego Armii Czerwonej. Nic dziwnego, że po zrzuceniu sowieckiego jarzma, 31 sierpnia 1991 roku, od razu zmieniono miastu, a zarazem prawie milionowej (940 tys. mieszkańców) stolicy wolnego Kirgistanu, nazwę na obecny Biszkek. W języku kirgiskim biszkek albo piszrek to nazwa beczki, w której przyrządza się kumys, sfermentowane kozie mleko, tradycyjny napój nie tylko w Kirgistanie, ale i w sąsiednich państwach.
My póki, co w obawie o nasze żołądki, jeszcze tego specyfiku nie próbowaliśmy. Cały czas uważnie wyszukując czegoś lepszego i bardziej strawnego. Odpowiedni lokal, też z tradycyjnym kirgiskim menu, ale znacznie smaczniejszym (jak mniemam) niż sfermentowane kozie mleko, znajdujemy dopiero u celu naszego spaceru, czyli na głównym palcu Kirgiskiej Republiki All-Too. Napełniwszy żołądki smakołykami tradycyjnej kuchni, dopiero teraz możemy wziąć się, jako tako za zwiedzanie. Jako tako, ponieważ z braku czasu nie przykładamy się do tego tak jak turysta odwiedzający stolice odwiedzanego państwa powinien, czyli z nosem w przewodniku poruszając się od punktu do punktu, tylko spacerujemy raczej na wyczucie, tam gdzie albo podoba się nam droga, albo jakiś ciekawy szczegół przykuwa naszą uwagę. W ten sposób, robiąc kilkukilometrową rundę dookoła centrum, mam wrażenie, że udało się nam przynajmniej nieco poznać Biszkek, a poza sercem miasta z okazałymi pomnikami, zmianą warty przed pałacem oraz rządowymi i publicznymi budynkami, kilka przypadkowo znalezionych miejsc jak na przykład wystawa rzeźb w miejskim parku lub przepięknie ukwiecone ogrody pozostaną na długo w naszej pamięci.
Rankiem już przy znacznie gorszej pogodzie (mżawka i ciemne chmury zasłaniają naturalne uroki mijanych ulic), by do końca poczuć wrażenie poznania miasta, w drodze do dworca autobusowego, zaglądamy jeszcze w jedno, drugie, a nawet trzecie miejsce. Jednak dopiero sam dworzec i bazar wokół sprawiają, że odczuwamy prawdziwy puls tutejszego życia i wsiadłszy do autobusu, żegnając przez mokre szyby nie tylko Biszkek, ale i cały Kirgistan robimy to z lekką nutką nostalgii. Widzę to na twarzy Asi, która przekraczając granicę, jeszcze raz ogląda się za siebie, jak gdyby łapiąc pozostawione po tej stronie bramy kilkanaście cudownie przeżytych chwil i mnóstwo wspaniałych zobaczonych krajobrazów.
Ok.