Zdaję sobie sprawę, że moje opowieści o podróży przez świat, zamieszczane na niniejszym blogu są niekompletne i podziurawione, jak dobry szwajcarski ser. Spojrzałem właśnie wstecz i sam się zdziwiłem, że aż tyle opisów pięknych i ciekawych miejsc opuściłem, mając pewnie wtedy nadzieję, że w najbliższym czasie to nadrobię. Nie trudno się zorientować, że ten czas nigdy się nie znalazł i próbując nadążyć za tym, co na bieżąco pozostawiałem z tyłu coraz większe góry zaległości.
Kiedyś na pewno wszystko uzupełnię i jak najdokładniej opiszę, natomiast teraz, aby przynajmniej częściowo zmniejszyć wysokość pozostawionych za plecami gór, postanowiłem od czasu do czasu pokazywać przynajmniej kilka zdjęć z zaległych miejsc i w dwóch, trzech zdaniach napisać, co i gdzie to jest. Resztę dopiszę pewnie na podróżniczej emeryturze J
Filipiny – marzec 2019 roku
Na wyspie Bohol mamy wszystkiego tak dużo i tak różnorodnie, że w jednaj sekundzie i bez cienia żalu, postanawiamy spędzić tutaj całą resztę czasu pozostałą do końca Jenny urlopu. Co więcej, by sobie jeszcze dwa dni dołożyć, nie będziemy wracać do Manili promami i autobusami (trwałoby to właśnie około dwóch dni) tylko samolotem w pół godziny. Niewiele drożej, ale zdecydowanie lepiej.
Przez kilka pozostałych, plus dwa zaoszczędzone dni, na wypożyczonym skuterze objeżdżamy prawie całą wyspę i czegoż to my po drodze nie przeżywamy, nie oglądamy i nie zwiedzamy? Aż trudno uwierzy, że na małym skrawku ziemi kryje się aż tak dużo wspaniałości. Mamy tu wzdłuż brzegu cudowne rafy koralowe, wspaniałe plaże, czyściutkie morze. Wjeżdżając nieco głębiej w ląd znajdujemy ukryte w dżungli jaskinie z nadającymi się do kąpieli jeziorami, wodospady, pod którymi aż grzech byłoby się nie zanurzyć, wiszące mosty, po których strach przejść i małe, kolorowe wioski, w których gościnni mieszkańcy chętnie się do nas uśmiechają. Naturalnie nie odpuszczamy również czekoladowych wzgórz – głównej atrakcji Filipin i ogrodów, w których żyją trasiery (po polsku wyraki) – małe, śliczne zwierzątka z wyłupiastymi oczami, które można jedynie tutaj podziwiać. Jeżeli dodam, że nie brakuje na Bohol również zabytków, ciekawostek historycznych, dobrego jedzenia, o które na Filipinach nie wszędzie łatwo i atrakcji nocnego życia, (za którym wprawdzie oboje nie przepadamy, ale od czasu do czasu i w dodatku na urlopie, dlaczego nie), to jasne będzie, że trudno się nam z tą piękną wyspą żegnać.
Ok.