Colonia Pellegrini jest bramą, a właściwie trzeszczącym i bujającym się mostem do Esteros del Ibera, czyli naturalnego rezerwatu Ibera (“Ibera” pochodzi ze zlepki dwóch słów z narzecza tutejszych Indian Guarani: y bera, czyli połyskliwa woda).
Już przy wjeździe do wioski zatrzymuje nas “tubylec” na motorowerze, oferując pomoc w załatwieniu noclegu, wycieczki po bagnach i nocnego spaceru lasem po tak zwanej “ścieżce małp”. Jako ze czasu nie mamy zbyt wiele, a i nie chce nam się szukać czegoś na własną rękę, korzystamy z pomocy i po chwili parkujemy samochód przed wynajętym na jedną noc domkiem z pokojem i łazienką, oraz umawiamy się na wypłynięcie łodzią na jezioro po południu. Rozpakowywujemy samochód i… siesta – czyli hamak i nicnierobienie.
O umowionej godzinie zjawia się nad jeziorem oprócz nas jeszcze kilka innych osób. Wspólnie z przewodnikiem wypływamy w poszukiwanie krokodyli. Przepływamy paruset metrów i dopływamy do jednej z kilkunastu wysepek. Przewodnik wyłącza silnik i dalej porusza łódź już tylko za pomocą długiej tyczki, którą odbija się od dna. Łódź płynie cicho w slimaczym tempie, a nas oszałamią obfitość i różnorodność faunistyczno-florystyczna otaczających bagien. Uwagę przykuwją olbrzymie kapibary, od czasu do czasu przemyka w oddali nandu czy bagienny jeleń, nad wodą unoszą się czaple, orły i moc innego różnorodnego ptactwa, a my w skupieniu wypatrujemy dwumetrowych gadów ukrywających się gdzieś tam wsród fioletowych lilii. W końcu są. Najpierw pojedyncze sztuki, potem całe gromady wygrzewające się bez ruchu na słońcu. Tylko od czasu do czasu któryś wyruszając w kierunku wody prezentuje szybkość i zwinność swego wielkiego cielska.
Łódź przybija do brzegu równocześnie z zachodzącym słońcem. Widok czerwono-pomarańczowo-różowych promieni słońca kładzących się na połyskującej tafli granatowego jeziora otoczonego zielono-żółtawą bagienną przyrodą robi takie wrażenie, że napewno należeć będzie do tych, które na długo zapadną w mojej pamieci.

Wieczorem wędrowka po paru ulicach wioski w poszukiwaniu tutejszych rarytasów – tych podawanych na talerzach i tych nalewanych do wysokich kielichów. A jutro wyruszamy w ostatni etap naszej podróży do wodospadów Iguazu.

 

Następny Artykuł
Poprzedni Artykuł