Dzisiaj nasze drogie panie przewodniczki i opiekunki Irena i Adriana zaproponowały wycieczkę do Tigry.
Tigra, to miejscowość ok. 40 km na północ od Buenos Aires. Jest tu bardzo znany i przez każdego turystę odwiedzany targ owocowy, na którym jest do kupienia wszystko poza owocami. No nie, owoce też są, ale trzeba się ich naszukać. Jest tu wielkie Casino przyciągające miłośników hazardu z całej Argentyny, jest tu wesołe miasteczko, ale przede wszystkim…
Przede wszystkim jest to miejsce, skąd wypływają stateczki, statki, motorówki, łajby i wszystko, co może pływać w kierunku dorzecza Rio de la Plata. Niesamowicie wielki obszar zlewiska rzeki, która za moment uchodzi do oceanu. Wydawałoby się teren nie do zagospodarowania przez człowieka. Miałem nadzieję w końcu zobaczyć tę Amerykę, którą opisywał Fidler w „Ryby spiewają w Ukaiali“, miałem nadzieję usłyszeć krzyk papug spoza rozległych palmowych liści. I znowu nic z tego. Każdy metr ziemi zagospodarowany. Olbrzymie miasto na wodzie. Rzeki, rzeczki i wielkie rozlewiska tworzą swoistą sieć dróg. Szpitale, sklepy, policja (tylko straży pożarnej nie widziałem) – wszystko pływa. Większość przybywająca do delty używa do przemieszczania się tak zwanych lanchaos colectivas – czyli autobusów wodnych, przemierzających mniejsze i większe kanały delty. Autobusy te cumują przy pomostach przy kawiarniach, hotelach, klubach czy muzeach. Bardzo dobry sposób do swobodnego przemieszczania się po delcie. Jeżeli jednak ktoś chce skorzystać z oferowanych przez deltę wodnych odpowiedników miejskich zaulków (malowniczego labiryntu spokojnych płytkich kanałów obramowanych lasem), to musi skorzystać albo z wodnej taksówki (bardzo drogo), albo wynająć sobie kajak, lub inna łódkę (ale samemu nie wiadomo, gdzie płynąć), albo skorzystać z autobusu turystycznego z przewodnikiem. W porcie oferowanych jest kilka tras do zwiedzania wodnym autobusem wycieczkowym. Trasy od jednej do pięciu godzin. My decydujemy się na taką dwugodzinną.
Trasa przepiękna, malownicza (co pewnie widać na zdjęciach), ale na prawdziwą, egzotyczną Amerykę Południową przyjdzie mi widać jeszcze długo poczekać.