Epilog „Drogi na ratunek”, czyli historii pieszej wędrówki przez Europę w trzynastu odcinkach, prozą. Jeżeli coś się zaczyna, to musi się skończyć. Nie inaczej jest z moim wyzwaniem „Droga na Ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” z kliniki Przylądek Nadziei we Wrocławiu. Niedawno pisałem, że doszedłem (a było to 19.12.2021 r.) do Gibraltaru, czyli do celu wyprawy i tym samym zakończyłem pieszą podróż przez Europę, która od wyjścia z Wisztyńca (trójstyk granic Polski, Litwy i Rosji) 14.05.2021 r. trwała 220 dni i nocy i liczyła sobie 4452 km. W tym samym poście napisałem również, że mimo, iż moja wędrówka dobiegła końca, to druga część wyzwania (akcja niesienia pomocy dzieciom walczącym z rakiem i zbiórka funduszy na zakup zestawów Broviaca), trwa nadal. Musiałem bowiem jeszcze wrócić, tam skąd zacząłem, czyli do Wrocławia, do kliniki Przylądek Nadziei, a to potrzebowało czasu. Dzisiaj, po dotarciu z Gibraltaru do Wrocławia, po spotkaniu z pracownikami fundacji „Na Ratunek dzieciom z chorobą nowotworową”, którzy byli współorganizatorami mojego wyzwania i po podliczeniu wpływów na konto „Droga na Ratunek”, oficjalnie zamykam akcję i ogłaszam jej spektakularny sukces. Dzięki Wam, dzięki waszej pomocy, waszemu wytrwałemu podążaniu za mną przez 7 miesięcy krok w krok, waszemu zaangażowaniu w nagłaśnianie i promowanie zbiórki, a przede wszystkim dzięki waszym wpłatom, udało się nam zebrać 54.605,51 PLN!!! Wywołaliśmy tym samym uśmiech na sporo ponad pięćdziesięciu buziach naszych małych, walczących z rakiem bohaterów i radość w ponad pięćdziesięciu czekających pomocy sercach. Wszystkim za to bardzo serdecznie dziękuję. Zakończenia tego typu akcji, wywołują we mnie zawsze nieodpartą chęć spojrzenia jeszcze raz wstecz, przywołania niektórych scen, przypomnienia niektórych przeżyć i takiego całościowego podsumowania. Stąd ten epilog. Naturalnie nie da się w kilku zdaniach opisać tego, co działo się na moim europejskim szlaku w przeciągu ponad 7 miesięcy, a co regularnie opisywałem w 13 poprzednich odcinkach. Tym bardziej, że przecież moja przygoda z Drogą na Ratunek tak samo jak nie zakończyła się w Gibraltarze, tak samo nie rozpoczęła się w Wisztyńcu. Początek był znacznie, znacznie wcześniej. Najpierw, gdzieś tak jesienią 2020 roku zrodził się pomysł, potem były długotrwałe przygotowania: poszukiwanie i kupno wózka na bagaż, zebranie potrzebnego ekwipunku, wymyślenie i wydrukowanie ulotek w językach państw, przez które zamierzałem wędrować, a nade wszystko ćwiczenie kondycji i kilkudziesięciokilometrowe marsze po okolicach Aachen i pogórzu Eifel. Wczesną wiosną 2021 byłem gotów. Jednak pandemia ponownie (tak samo jak rok wcześniej, gdy z Indii zamierzałem przedostać się do Nepalu) pokrzyżowała mi plany. Z początkiem kwietnia chciałem wyruszyć z Tallina, ale niestety państwa Bałtyckie (Estonia, Łotwa, Litwa) wciąż były zamknięte. Czekałem jeszcze ponad miesiąc i gdy sytuacja się nie zmieniała, ja zmieniłem sytuację. Postanowiłem wyruszyć z najdalszego punktu, z którego było to możliwe. Padło na Wisztyniec, czyli na skrzyżowanie trzech granic między Polską, Litwą i Rosją. Jeszcze tylko szczepienie przeciwko covidowi 19, które otrzymałem we Wrocławiu w instytucie Marii Curie Skłodowskiej i potem już oficjalne rozpoczęcie akcji spod budynku kliniki Przylądek Nadziei, życzenia połamania nóg od pracowników Fundacji Na Ratunek dzieciom z chorobą nowotworową. Mogłem ruszać. Od 14 maja, od Wisztyńca, życie nabrało innego tempa. Pierwszy, 15-to kilometrowy marsz, pierwsze rozbicie namiotu, pierwszy wschód słońca, pierwsze…. Tego dnia wszystko było pierwsze, a potem przez ponad 7 miesięcy wszystko było podobne. Codzienne 20-30 kilometrowe odcinki, codzienne rozkładanie i składanie namiotu, codzienne poszukiwania sklepu z jedzeniem i piciem, by za dużo nie nosić, a jednocześnie nie zbaczać zbyt mocno z drogi, no i codzienne rozterki, gdzie dziś będę spał? Podobne, nie znaczy oczywiście takie same. Oprócz, odcisków na stopach, bólu w nogach i plecach, poszukiwania pożywienia i wyszukiwania miejsc na nocleg, wszystko inne codziennie było inne. Znaczy zmieniało się. Zmieniały się drogi, zmieniały się państwa, zmieniały się pory roku, zmieniała się pogoda, zmieniały się krajobrazy i zmieniali się wokół mnie ludzie. Jednym słowem zmieniało się wszystko, aczkolwiek idąc pieszo, zmiany te były powolne. I nagle, gdy już do wszystkiego się przyzwyczaiłem, gdy wszystko w 13-tu odcinkach na Facebooku opisałem i na zdjęciach pokazałem, gdy po 220 dniach i 4452 kilometrach przeszedłem na ukos Europę, przyszedł ten dzień, gdy tuż przed Gibraltarem po raz ostatni rozbiłem namiot, po raz ostatni wyszedłem z niego nazajutrz o wschodzie słońca, po raz ostatni przywiązałem do pasa wózek i po raz ostatni przeszedłem ostatnie 28 kilometrów. Tego dnia wszystko było ostatnie. Naprawdę? Nie. Ostatnie zostawiłem sobie na deser. Ostatnie 10 kilometrów to spacer bez wózka po skalnych ścieżkach Gibraltaru. Dopiero po wejściu na szczyt wystającej z morza, tak charakterystycznej dla tego regionu świata, skały, przedzierając się między kamieniami i skaczących po nich małpami, uznałem, że osiągnąłem pierwszy cel Drogi na Ratunek. Gibraltar został zdobyty. Osiągnięcie drugiego celu zależało od Was. Mieliśmy uzbierać 50.000 PLN na zakup przynajmniej 50 zestawów Broviaca. W momencie, gdy wchodziłem na szczyt Gibraltaru na koncie zbiórki było około 43 tysiące zł. Wierzyłem jednak, że zanim dotrę z powrotem do Wrocławia i ten cel uda się nam zrealizować. Nie myliłem się. Z Gibraltaru do Malagi przejechałem autobusem w ciągu dwóch godzin ten sam odcinek drogi, który uprzednio w odwrotnym kierunku, zajął mi pięć dni. W Maladze w dosyć specyficznej, mało świątecznej, atmosferze w hostelu, spędziłem Wigilię i zaraz nazajutrz wyleciałem samolotem w kierunku Niemiec. W pierwszy dzień świąt byłem już w rodzinnym Aachen, w którym u boku córki udało mi się jeszcze załapać na resztki świątecznego klimatu. Mamy w Aachen taki zwyczaj, że drugi dzień świąt zarówno Bożonarodzeniowych, jak i Wielkanocnych spotykamy się z przyjaciółmi na świątecznej wędrówce. Tym razem i mnie na niej nie zabrakło, mimo, że jeszcze przedwczoraj obiecywałem sobie, że w najbliższym czasie stawiam szlaban na spacery, wędrówki i innego tego typu aktywności. Cóż nie udało się. Chodzenie widać na trwałe się mnie uczepiło i niech tak zostanie We Wrocławiu w siedzibie fundacji „Na Ratunek dzieciom z chorobą nowotworową”, w której z kawą i łapiącymi za serce upominkami (patrz zdjęcie) czekały na mnie Ewa i Klaudia (dziewczyny całe 7 miesięcy koordynowały moją akcję z ramienia fundacji) okazało się, że moja wiara w Was nie była złudna. Jak już pisałem, zebraliśmy 54605,51 złotych, czyli osiągnęliśmy cel w ponad 109% za co jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję. Pan Bartłomiej Dwornik, dyrektor fundacji, tak się tym sukcesem ucieszył, że zorganizował nawet, pod Przylądkiem Nadziei konferencję prasową z lokalnymi mediami, na którą i mnie zaproszono. Zrobiło się z tego kilka ciekawych reportaży, były wzmianki w lokalnej prasie, a przecieki o naszej akcji dotarły nawet do mediów ogólnokrajowych. To z kolei spowodowało, że moje nogi, chociaż już bardzo zmęczone, musiały wspiąć się jeszcze na 9 piętro budynku przy ul. Marszałkowskiej 76 w Warszawie do studia TVN i porannego programu „Dzień dobry TVN”, w którym miałem swoje 5 minut. No może 4 https://echo24.tv/przeszedl-europe-zeby-zebrac-pieniadze…https://teleexpress.tvp.pl/…/charytatywny-spacer-po…https://dziendobry.tvn.pl/…/witold-ortlieb-pokonal…Takim oto, trochę męczącym medialnym szumem, wielką radością, niezapomnianymi emocjami i przekazanym w Waszym imieniu, chorującym na raka dzieciom z kliniki Przylądek Nadziei, czekiem na ponad 54.000 złotych „Droga na Ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” oficjalnie dobiegła końca. Jeszcze raz stokrotne dzięki wszystkim, którzy do owego szczęśliwego zakończenia się przyczynili. ,a jeszcze całkiem, całkiem na koniec zaznaczę, że tak naprawdę, w szerokim słowa znaczenie, Droga na Ratunek nigdy się nie kończy i pomagać można zawsze i wszędzie. Jeżeli możecie to idźcie tą drogą dalej i w miarę możliwości wspierajcie maluchy z Przylądka Nadziei www.naratunek.org
Epilog
utworzone przez Witold Ortlieb | 15 sty 2022 | NA RATUNEK | 4 Komentarze
4 komentarze
Prześlij komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi
Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.
Gratuluję odwagi, hartu ducha i ciała, a najbardziej wielkiego serca otwartego na potrzeby innych. Świat staje się piękniejszy, dzięki takim ludziom jak Pan Witold. Podziwiam i dołączam wyrazy wielkiego szacunku.
Nie ma na Ciebie mocnych 😉
Jestes wielki!!!
również dziękujemy….