Indyjskie menu
Jako, że wzmianka w jednym z poprzednich artykułów na temat mojego odżywiania się w trakcie podróży, wywołała spore poruszenie i lawinę pytań, spieszę wyjaśnić, że nie jest to tak, że jedząc byle gdzie i byle jak, jem automatycznie byle co. Stołując się tanio, w przeważającej mierze w przydrożnych barach, tak zwanych garkuchniach lub bazarowych straganach, nie oznacza wcale, że jem źle. Wręcz odwrotnie. Jadam przeważnie lokalne specjalności, które najczęściej są bardzo smakowite, a podanie ich na liściu bananowca, metalowym talerzu lub skrawku gazety niczego im nie ujmuje.
Dla przykładu pokazuję poniżej kilka zdjęć takowych pospolitych dań w Indiach (w Tajlandii, Indonezji czy w Meksyku jest pod tym względem oczywiście ciut inaczej i ciut lepiej, ale za to na Filipinach, Kambodży czy Wenezueli nieco gorzej), a czytelnikowi pozostawiam możliwość: albo uwierzenia mi na słowo, że są zdumiewająco dobre, albo wyostrzenia wszystkich swoich zmysłów i wyobrażenia sobie czarującej woni i absolutnie cudownego smaku, przynajmniej niektórych z nich.





















No,no,no…. bufet zastawiony niczego sobie…..kolorowo,zapewnie aromatycznie i pewnie smacznie. A co sie do tego pije ? …pewnie jakies kolorowe soki owocowe albo warzywne ?
w moim przypadku woda. Tylko woda i to z wiadomego, bezpiecznego źrłdła. To znaczy butelkowana. Soki wyciskane z owoców oczywiście też są, ale nie korzystam.