Przyjazd do Playa del Carmen, która dzięki nadzwyczajnej gościnności Darka i jego żony, stała się niejako karaibską bazą wypadową, kończy naszą wspaniałą podróż wokół półwyspu Jukatan. Tak to już jest w tym moim „into the world”, że zakończenie jednego etapu stanowi zarazem rozpoczęcie drugiego. Mamy zaledwie trzy dni by przygotować się do następnej podróży – tym razem dookoła Kuby.

Trzy dni to akurat tyle, by skończyć rozpoczęte trzy tygodnie temu porządki z samochodem. Ponownie wyruszamy do serwisu Fiata, do odległego o 60 km Cancun. Tym razem wydaje się, że są przygotowani. Zostawiamy samochód w warsztacie, a sami mamy kilka godzin by pospacerować po mieście i jego słynnych białych plażach. Takeśmy się w tych nadmorskich spacerach zakosztowali, że o mały włos, a drzwi salonu zamkniętoby nam przed nosem. Biegiem wracamy, szybko dokonujemy formalności typu kasa i na wpół zadowoleni wracamy do Playa. Dlaczego na wpół? Dlatego, że jednak nie wszystko udało się doprowadzić do porządku. Sprawa pękniętej tarczy hamulca zostaje dalej otwarta. No nic – będę się tym martwił za następne trzy tygodnie. Tymczasem odstawiamy samochód na darkowe podwórze, tak by nikomu nie przeszkadzał, bo następna wyprawa to wyprawa z tak zwanego buta, czyli pieszo i z plecakami.

Przed wyjazdem, przy wspólnej kolacji z naszymi gospodarzami jeszcze raz wracamy do minionych przeżyć. Opowiadamy o jakże dobrze im znanych ruinach, cenotach, cudownych plażach, tropikalnych lasach, jeziorach, wodospadach, indiańskich wioskach i tym wszystkim co tak mocno i na trwałe wbiło się w naszą pamięć. Darek doskonale wie o czym mówimy, bo zna te tereny jak przysłowiową kieszeń. Sam jest przewodnikiem po Meksyku i nie jednej grupie pokazywał cuda, o których opowiadamy. W którymś momencie zadaje sakramentalne pytanie – a co podobało się Wam najbardziej? Darek pyta z ciekawości, bo po każdej jego wycieczce większość ludzi twierdzi, że najbardziej zachwycił ich kościół w San Juan Chamula. No i masz. Niby proste pytanie, a odpowiedź niezmiernie trudna. Pamiętam kiedy bywając z dziećmi na wakacjach, każdego wieczora też pytałem – co było dzisiaj najfajniejsze, by zmobilizować je do przeanalizowania i podsumowania całego dnia. Teraz po latach sam zostałem wywołany do tablicy i nie bardzo wiem co powiedzieć. Powiedzieć wszystko to po prawdzie powiedzieć, że nic. Wybrać tę jedną najwspanialsze rzecz też nie sposób. Ogólnie rzecz biorąc dzielę wspaniałości tego świata na dwie grupy. Na te stworzone siłami natury i na te stworzone ludzką wolą i ludzką ręką. W tym kontekście i podziale, dużo bardziej zachwycają mnie te pierwsze. Większe wrażenie wywołują na mnie wspaniałe kontury gór, gęste, pachnące lasy, błękitne jeziora, szumiące potoki, czy nade wszystko huczące wodospady niż nawet najwspanialsze katedry, magiczne kościoły, wysokie piramidy, szklane domy, tętniące nocnym życiem miasta i tym podobne. Zatem – odpowiadam po namyśle, bez wątpienia na mojej liście najwspanialszych miejsc, numer jeden powierzam wodospadom Agua Azul.
W ten sposób kończymy naszą meksykańską podróż tudzież kolację. Pakujemy plecaki i szybko śpimy, bo jutro, o jak zwykle na Karaibach cudownym wschodzie słońca, czeka na nas samolot i nowa przygoda pt. „Cuba libre”.

Następny Artykuł
Poprzedni Artykuł