Późnym popołudniem, po raz drugi w trakcie naszej włóczęgi dookoła Gran Canyonu, docieramy do Las Vegas. Tym razem, w odróżnieniu od poprzedniego, zimnego razu, ponad półmilionowa stolica pustynnej Nevady wita nas słońcem i temperaturą przekraczającą 80 stopni Fahrenheita (1° C = (1°F – 32)/1,8 ). Wita oczywiście nie tylko nas, bo jak podają statystyki, rocznie przybywa tu 40 mln turystów, to znaczy, że razem z nami musiało przyjechać dziś około haha 11 tys. osób. Pewnie będzie trudno znaleźć parking – myślę. Na szczęście Anja, która czeka na nas już od rana, znalazła bardzo tani hotel w samym centrum miasta, nie tylko z parkingiem dla naszego kołującego domku, ale też z dużym, odkrytym basenem, z którego korzystamy bezpośrednio po zaparkowaniu auta. To ci luksus. Chłodząca kąpiel, po całym dniu jazdy, w centrum jednego z najsławniejszych miast świata, pod gorącym pustynnym słońcem i w dodatku z widokiem na wieżę Eiffla robi wrażenie.

Wieczorem wybieramy się na przedurodzinową imprezę do centrum miasta. Ostatnio zwiedzaliśmy tylko kasyna i była to tylko namiastka tego co Las Vegas ma do zaproponowania wieczorem i w nocy. Tu gdzie teraz jesteśmy wydaje się, że weszliśmy do zupełnie innego świata. Wszystko się świeci, wszystko się kręci, wszystko gra, tańczy i robi bardzo dużo hałasu. Przechodnie poruszają się chodnikiem lub jeżdżą na zawieszonych między domami linach. W kilku miejscach rockowe kapele próbują kilkuset watowymi kolumnami zagłuszyć uliczny gwar. Przebierańcy w strojach Kiss, Queen, Madonny, Michaela Jacksona i innych pozują do zdjęć z chętnie płacącą za taki show gawiedzią. I tylko co rusz połyskujące wszystkimi kolorami tęczy neony LAS VEGAS przypominają, że nie wylecieliśmy na inną planetę tylko w dalszym ciągu przebywamy na ziemi w najbardziej rozrywkowym mieście.

Wybiła północ – Anja otrzymuje od nas pierwsze urodzinowe życzenia, a jako prezent zapraszamy ją do stylowej harleyowskiej knajpy na drinka. Resztę urodzinowych uciech odkładamy do jutra. Good night rozbawione Las Vegas.

Następnego dnia, czyli już dzisiaj wyjeżdżamy z powrotem do los Angeles. Przedtem czeka nas jeszcze parę atrakcji. Najpierw urodzinowe, obiecane śniadanie z Anją w kultowym Denny`s, potem shopping w Hardrock Cafe i na koniec wycieczka na cmentarz … (?) neonów.  Jennifer koniecznie chce zwiedzić to niezwykłe miejsce, a skoro ona chce to ja nie mam nic przeciwko. Jedziemy. Cmentarzysko jest na drugim końcu miasta, co mimochodem powoduje dorzucenie do naszej już i tak długiej listy atrakcji dodatkową pozycję. Wjechaliśmy przypadkowo w absolutnie cudną ulicę pełną małych, mniejszych i jeszcze mniejszych kościołów. Te małe domy posługi Pańskiej są jak najbardziej prawdziwe i podobno codziennie odprawia się w nich po kilka uroczystości ślubnych. Nie wiem czy moda na zawieranie związków małżeńskich w Las Vegas bierze się z chęci odbycia tej ceremonii w mieście Elvisa Presleya, Franka Sinatry, Deana Martina, Céline Dion, Johnny Casha, Eltona Johna, Davida Copperfielda i innych, czy też z powodu najbardziej liberalnego i prostego prawa stanowiącego o ślubach i rozwodach, z którego słynie Nevada? To tu można najszybciej i najprościej się pobrać, ale też to i tu można najszybciej i bez problemów się rozstać, a jak głosi stara prawda ślub jest najczęstszą przyczyną rozwodu 😉 o czym nie będę się dalej rozwodził, bo właśnie parkuję pod cmentarzyskiem neonów.

Tu na kilkuset metrach kwadratowych ogrodzonego podwórza zebrano kilkaset starych i jeszcze starszych neonów, znanych z pocztówek, filmów czy reklam. Złożone ku pamięci potomnych migoczące niegdyś nazwy hoteli, sklepów, kasyn itp., które kiedyś dodawały miastu blasku, dzisiaj świadczą o jego świetlanej przeszłości. Mnie takie muzea nie kręcą, za to Jennifer, jak widzę po jej body language, kręcą podwójnie. Roześmiana, prawie tańcząca leci na „cmentarz”, a ja w tym czasie sprzątam samochód. To dowód, że doskonale jesteśmy zgrani i wspaniale się uzupełniamy. Jennifer wraca jeszcze bardziej zadowolona niż była godzinę temu. Samochód też już gotowy do dalszej jazdy, no to ruszamy. Ostatnie dwa dni odwiedzin spędzimy ponownie w Los Angeles.

 

Następny Artykuł
Poprzedni Artykuł