Po drodze do Buenos mam jeszcze wielką ochote zatrzymać się w Paranie, bliźniaczym mieście Santa Fe, położonym nad najdłuższą rzeką Argentyny, a drugą Ameryki Południowej Paraną.
Aby się dostać na przeciwległy brzeg Parany do miasta Parany, tym razem nie przejżdżam mostem (dzięki Bogu – bo rzeka niezmiernie szeroka, a mosty lubią się w Argentynie zawalać), tylko tunelem.
Zatrzymuję się na stosunkowo fajnym miejskim campingu, położonym około 4 km od centrum miasta na wysokim klifie, skąd mam wspaniały widok na rzekę i jej niesamowite wymiary. Miejscami mam wrażenie, że to nie rzeka, a morze, gdyż nie widać drugiego brzegu. Nic dziwnego, skoro zlewnia Parany to jakieś 3.000.000 km kwadratowych, czyli prawie 10 * więcej niż terytorium całej Polski, a długość zbliża się do 5.000 km. To są zupełnie inne wielkości, do których my Europejczycy jesteśmy przyzwyczajeni i tym bardziej wywierają na nas piorunujące wrażenie.
Sama Parana (miasto) zachwyca wspaniałym centralnym placem z ślicznie wkomponowaną katedrą, kilkoma świetnymi parkami, a przede wszystkim długim na kilkanaście kilometrów spacerowym bulwarem wzdłuż rzeki z tysiącami restauracji, barami i stoiskami ze świeżymi rybami. Ryby to główny motyw przewijający się w czasie wędrówki po mieście. Czy to pomniki rybaków, czy to stragany ze świeżo wyłowionymi rybami, czy to setki wędkarzy, ustawieni na plażach czy chodnikach na obu brzegach rzeki, czy to wyroby sztuki ludowej sprzedawane wszędzie tam, gdzie pojawiają się turyści, czy w końcu temat przewodni w malarstwie, które podziwiać można w miejskiej galerii sztuki.

 

Następny Artykuł
Poprzedni Artykuł