Za trzy dni Asia wraca do zimnej Europy, a ja ruszam na północ w kierunku zimnej Alaski. Na samą myśl o takiej nagłej zmianie klimatu obojgu nam przechodzą ciarki–brrrr. Nie ma co. Ostatnie chwile w tropikach musimy spędzić na plaży i ładować baterie na następne miesiące. Na następny, jedyny wolny dzień, ten po rozpakowaniu bagażu z Kuby, a przed pakowaniem w dalszą drogę, planujemy wyjazd do Puerto Morelos. To miasteczko, położone 30 km na północ od Playa del Carmen, w którym trzy miesiące temu, po przyjeździe do Meksyku, spędziłem kilka dni czekając na Darka. Tak mi się w tam wtedy podobało, że bardzo chcę pokazać to miejsce też Asi. Puerto Morelos to niewielka osada, zapewne taka jaką kilkanaście lat temu była jeszcze Playa del Carmen, która rozwinęła się w międzyczasie do wielkiego turystycznego miasta, a Puerto pozostało jak onegdaj spokojne, małe z prawdziwą meksykańską atmosferą. Szeroka plaża, stary port z krzywą morską latarnią, mały placyk z kilkoma restauracjami, sklepikami i co bardzo ważne pijalniami soków ze świeżych owoców sprawiają, że można się w tym miejscu zadurzyć, a kto wie, być może nawet osiedlić na dłużej. Kto wie? No ale co tu rozmyślać o przyszłości kiedy należy się cieszyć teraźniejszością. Stawiam samochód przy samej plaży. Teraz tylko koc, gazeta, słońce i ciepłe morze. I tak do wieczora zmieniając czasami kolejność między gazetą i morzem. Słońce i koc zostają constans.
Asia odlatuje do Europy. Macham chusteczką, jeszcze lekko wilgotną od urojonej łzy,odprowadzam wzrokiem samolot aż znika gdzieś za horyzontem i nie pozostaje mi nic innego, jak po raz kolejny przestawić się na bycie sam na sam ze światem, czyli resztą Meksyku, Californią i Alaską. Z Asią umówiliśmy się,że spotkamy się w sierpniu w USA i część tego ogromnego państwa oraz wschodni Meksyk przemierzymy znowu wspólnie.

 

Następny Artykuł
Poprzedni Artykuł