Ruiny, miasta, muzea i ciągłe zwiedzania muszą w końcu wywołać pewien przesyt. Pomysł Asi na zmianę klimatu wydaje się być najsłuszniejszym ze słusznych. Oczy wyobraźni już się cieszą na bujną przyrodę nadmorskiego rezerwatu, a nadzieja podpowiada, że rzeczywistość będzie jeszcze wspanialsza niż przewidujemy. Już sama, nie często uczęszczana droga w kierunku wybrzeża, dostarcza niezwykłych wrażeń. Małe wioski z kolonialną zabudową zamieszkałe w większości przez potomków Mayów i Metysów, pozostawione po Hiszpanach bogato zdobione kościoły, barwne przydrożne cmentarze i bujna, mieniąca się wszystkimi kolorami roślinność sprawiają, że często się zatrzymujemy i przyglądamy temu nowemu dla nas światu z bliska.

Częste postoje powodują, że do celu podróży, czyli do parku Celestun docieramy w porze późnoobiadowej. Starcza nam jedynie czasu, by w centrum informacji dowiedzieć się o możliwości zwiedzania rezerwatu, o koszta, a nade wszystko o możliwość bezpiecznego parkowania i nocowania. Z otrzymanych informacji okazuje się, że park, jako jeszcze dosyć rzadko odwiedzana atrakcja turystyczna, nastawiony jest w szczególności na jednodniowe grupowe wycieczki z sąsiedniej Meridy lub Campeche. Turysta indywidualny, tak jak my, ma utrudnione zadanie. Objazd po rezerwacie możliwy jest tylko łodzią, a że te są od sześcioosobowych w zwyż, przeto albo wykupujemy całą łódź i płacimy za sześć osób albo czekamy na takiech jak my, pojedyńczych wycieczkowiczów. Coż mamy robić – czekamy. Tego dnia oczekiwanie nie przynosi rezultatu, zwłaszcze, że szybko robi się ciemno. Śpimy, jak nas zapewniono, na bezpiecznym parkingu pod turystycznym centrum i następnego dnia czekamy od nowa. Ruch niewielki, toteż czekanie się wydłuża. W końcu znajduje się trzyosobowa rodzina, która nie mając czasu czekać na jeszcze jedną osobę decyduje się wykupić cztery bilety, my bierzemy pozostałe dwa i w ten oto sposób wypływamy w rzeczną, trzygodzinną, podróż po rezerwacie biosfery Celestun. Jak zapewnia nas przewodnik, motorniczy i kapitan w jednej osobie, rezerwat to bezpieczny azyl dla osiadłego i migrującego ptactwa dlatego czekają na nas takie atrakcje jak: różowe flamingi, ptasia wyspa (Isla de los Pajaros) z białymi pelikanami, tunel de Manglar – cokolwiek by to nie było, wybijające podziemne źródło – Ojo de Agua i inne ciekawostki typu czerwona woda czy czasami dające się podpatrzeć krokodyle. Wypływamy najpierw szeroką słodko-słoną rzeką, by po dwudziestu minutach podpłynąć na dosłownie wyciągnięcie ręki do olbrzymiej, wręcz niezliczonej gromady żerujących w wodzie flamingów. Cóż za wspaniały widok. Przewodnik, motorniczy i kapitan w jednej osobie, zatrzymuje nasz mały stateczek i w cichości, którą mąci od czasu do czasu chlupnięcie wody o burtę, możemy przyglądać się tym kolorowym, fotogenicznym ptakom. Potem opływając ptasią wyspę, z której jak palmy wyrastają głowy białych pelikanów, kierujemy się na czerwoną rzekę. Widok pływających białych pelikanów po czerwonej wodzie wywołuje w nas to co taki obrazek u każdego człowieka wywołać powinien – rozdziawienie ust i wybałuszenie oczu. A to jeszcze nie koniec. Do tego dochodzą jeszcze rozłożone ręce i ugięte nogi, gdy pod tunelem namorzenowych lasów wpływamy w wąską zatokę z wybijającym podwodnym źródłem zwanym ”Ojo de Agua Baltiosera” (Wodne oko Baltazara). Niespotykanej cudności i barwy tego miejsca nie jest w stanie oddać ani jedno z co najmniej kilkunastu zdjęć, jakie tu robimy. Mierną namiastkę tego co widzimy załączam w galerii.

Trzy godziny jak z bata strzelił. Kapitan i ci wszyscy inni w jednej osobie, woła cumy rzuć i jak w piosence J. Stępowskiego, nasz statek przestaje fale pruć. Piękna to była wycieczka choć zaprawdę nie do Młocin. A jeszcze krokodyl! Co z obiecanym krokodylem? – pytam kapitana we wszystkich trzech osobach. No był – odpowiada, ten co na statku zawsze wszystko wie. Był – wtóruje trzyosobowa rodzinka. No skoro był to dlaczego ani Asia, ani ja nie widzieliśmy? Wiem – pewnie jak oni wszyscy patrzeli na krokodyla, ma zapatrzeni byliśmy w siebie. Innego wytłumaczenia nie znajdujemy, ale te bardzo nam się podoba.

 

Następny Artykuł
Poprzedni Artykuł