Warszawa miasto kontrastów? Jeszcze nie wiem, ale wiele na ten temat słyszałem i maszerując w kierunku stolicy zastanawiałem się jak ja ją odbiorę. Pierwsze wrażenie okropne. W okolicach Pałacu Kultury czułem się jak przy dworcu jakiegoś azjatyckiego miasta. Kuala Lumpur albo, co? – myślę, mocując się z wózkiem po stromych, krzywych schodach, uważając na dziury w chodnikach omijając kałuże i rozglądając się wkoło po szarych, brudnych, nieciekawych budynkach. O śmieciach, ścianach pomazanych grafity, ordynarnych napisach na murach, nie wspomnę.

Jednak im bliżej wieczora, a dalej dzielnic, którymi spacerowałem tym wszystko dokoła stawało się lepsze. Wieczorem doszedłem Marszałkowską, Chmielną do Nowego Światu i tu oblicze stolicy dużego, środkowoeuropejskiego kraju zaczęło się zmieniać tak, by w okolicach placu zamkowego i starego rynku błysnąć niespodziewaną urodą. Tutaj tak. Tutaj zdecydowanie Warszawa da się lubić.

Czy zatem Warszawa jest miastem kontrastów – hm? Osądźcie sami na podstawie kilku zamieszczonych zdjęć, a ja tym czasem zwijam manatki, pakuję plecak i ruszam dalej w kierunku Koszęcina, od którego dzieli mnie niecałe 300 km.

Następny Artykuł
Poprzedni Artykuł