Od, gdzieś tak za murami Aigues-Mortes, na Lazurowym Wybrzeżu, gdzie Rodan i jego rozlewiska, już bezpowrotnie, łączą się z Morzem Śródziemnym, moja Droga na Ratunek okrutnie zwolniła. Nie, nie, dlatego, że stała się trudniejsza, bardziej stroma, kręta lub wyboista. Wręcz odwrotnie. Asfaltowa, płaska trasa rowerowa cudownie wiedzie mnie przez takie perełki południowej Europy, że aż po prostu trudno oderwać od nich oczy, a co dopiero przebierać nogami. Wspomniane Aigues-Mortes, albo Palavas-les-Flotes, lub Frontgnan, nie mówiąc o największej atrakcji, jakim jest niewątpliwe Sete, porównywane do Wenecji, oraz rozrzucone między nimi, kanały, jeziora i cudowne plaże, każą mi co krok się zatrzymać. Muszę albo zrobić zdjęcie, albo chociaż na chwilę zanurzyć się w lazurowej głębi łagodnie falującego morza, albo siąść na gorącym piasku z kubkiem kawy w dłoni, albo po prostu nic nie robić, trochę postać się zapatrzyć i zamarzyć. Naturalnie, że nocując na plażach, lub nad jeziorami później zasypiam (muszę się nacieszyć zachodem słońca) i później wyruszam w drogę (muszę się nacieszyć również i wschodem, dlatego zamiast się pakować i przygotowywać śniadanie, siadam na plaży i gapię się w horyzont), co powoduje, że dzień robi się znacznie krótszy. Jeżeli dodam, że miast średni 4,5 km/h idę teraz 3,5 km/h to nie zdziwi fakt, że z 30-35 km dziennie, norma spadła mi do 20-25. Ale nic to, jak mówił pan Michał. Nic to – ważne, że Droga na Ratunek dzieciom z chorobą nowotworową z kliniki Przylądek Nadziei posuwa się do przodu. Ważne, że fundusze na zakup Browiaków, dla bardzo ich potrzebujących i bardzo na nie czekających maluchów, dalej zasilają skarbonkę www.naratunek.org/zbiorki/droga-na-ratunek za, co jak zwykle serdecznie w swoim i dzieci imieniu serdecznie dziękuję. No i w końcu ważne, że wszyscy jesteśmy tu razem i razem chcemy zrobić coś dobrego. Od jutra już znowu przyspieszam. Wyruszając z Agde, jeszcze tylko przez jeden, dwa dni będę szedł wzdłuż brzegu morza, by potem troszeczkę się od niego oddalić, wejść w góry i dojść do francusko-hiszpańskiej granicy. Mam oczywiście nadzieję, że tam również będzie ładnie, ale już może nie tak bym, co chwila musiał się z zapartym tchem zatrzymywać. Do Gibraltaru mam jeszcze spory kawał drogi, a zima za pasem, więc chociaż chciałoby się tu i tam zostać trochę dłużej, poleżeć na plaży, posmażyć się w słońcu, chociaż nogi bolą, a bagaż ciąży coraz bardziej, to nie marudzię i żwawo się ruszam. Ruszam, a Wam życzę przyjemnego oglądania zdjęć i jak zwykle zachęcam do wsparcia mojego wyzwania „Droga Na Ratunek”, bo tak jak mój każdy krok, tak samo liczy się każda wasza wrzucona do skarbonki złotówka www.naratunek.org/zbiorki/droga-na-ratunek Serdecznie Wszystkich pozdrawiam.

Następny Artykuł
Poprzedni Artykuł